Kolejny
dzień również był pełen wrażeń. Zaczął się całkiem nietypowo i to z kilku
podstawowych powodów.
Jeden.
Rano nie obudził mnie Dino.
Dwa.
W mieszkaniu było zupełnie pusto. Ani śladu żywej duszy.
Trzy.
Zero wiadomości na temat tego, gdzie poszedł Patryk i co zrobił z moim
psiakiem.
Ubrałam
się i umyłam. Makijaż, jak zwykle, w błyskawicznym tempie był już gotowy. Uwinęłam
się ze sprzątaniem pokoju i śniadaniem, a gdy je zjadłam, nie miałam już nic
innego do zrobienia.
Do
dziesiątej zostało mi jeszcze sporo czasu, a w zasadzie to całe mnóstwo.
Normalnie wyszłabym na spacer z Dinem, ale psiaka nigdzie nie było. Po pół godzinie zaczęłam się
niepokoić. Nawet jeżeli Patryk wziął ze sobą Dina, to już za niedługo zaczyna
trening.
Wtedy
zadzwonił mój telefon.
-
Majka! Przyjdź pod halę! Zagadałem się w parku i teraz sterczę, jak ten baran
przy wejściu, bo z psem nie wejdę!- usłyszałam, gdy odebrałam połączenie.
Powiem
szczerze, że chciało mi się śmiać. Jeżeli chodzi o to z jaką desperacją w
głosie wymawiał te słowa… Mówię wam, że sytuacja nie była aż tak dramatyczna
jak się zdawało Patrykowi. Nic by się nie stało, gdyby spóźnił się dziesięć
minut.
Na
halę idzie się najwyżej piętnaście, więc nie spieszyłam się jakoś bardzo.
Wyszłam pięć minut po telefonie. Szybkim krokiem doszłam pod halę. Po drodze
miałam chyba z piętnaście telefonów. Kolejnych już nie odbierałam.
Patryk
zwyczajnie panikował. Ostatecznie byłam na miejscu niecałe pół godziny przed
rozpoczęciem treningu. Rozumiałam, że musi być wcześniej, ale żeby aż tak panikować?
Jednak,
kiedy zobaczyłam mojego ukochanego wujka, zrozumiałam dlaczego kazał mi się
spieszyć. Z chytrym uśmieszkiem na ustach patrzył jak z przerażeniem na twarzy
podchodzę do niego i …
Uwaga,
uwaga! Bębny poproszę… Mattea!
Moje
serce nigdy nie waliło tak mocno. Włoch bawił się ochoczo z moim psiakiem, a ja
miałam wrażenie, że zaraz zemdleje z nerwów. Mogłabym się założyć, że zapomnę
języka w gębie, gdy tylko podejdę, a jednak ku mojemu zdziwieniu tak się nie
stało.
-
Czyli z tego powodu tak panikowałeś? – powiedziałam podniesionym tonem, gdy już
Patryk znalazł się w polu rażenia. Ten tylko zaśmiał się pod nosem i podał mi
smycz z dziką satysfakcją. – Do jasnej
cholery! No ja przecież zabiję tę plotkarę! - zawołałam, gdy uświadomiłam sobie
od kogo wie o Włochu.
-
Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie - skwitował Patryk, czym doprowadził
mnie do szewskiej pasji.
-
Mam się nie denerwować?! – zaczęłam - Wchodzisz z butami w moje życie! Wywozisz
mnie do innego miasta! Najpierw próbujesz upokorzyć mnie przed całą drużyną, a
teraz przed nieziemsko przystojnym Włochem?! I ja mam się nie denerwować, kiedy
wszyscy spiskują przeciwko mnie?! Matko jedyna! Trzymajcie mnie, bo zaraz komuś
przywalę! – krzyczałam jak nienormalna. Słyszało mnie chyba pół miasta, a
Patryk śmiał się w najlepsze.
Najlepsze
miny mieli Dino i Matteo. Oboje stali obok i byli lekko zdezorientowani, żadne
z nich niezbyt rozumiało to, co mówiłam. Ja jednak nie dawałam za wygraną i z
uporem maniaka wyrzucałam z siebie kolejne zdania.
Kiedy już się nakrzyczałam, zrozumiałam
dlaczego Patryk się śmiał. To co ja miałam za złe w rzeczywistości zmieniało
moje życie na lepsze. Może nie wszystko, ale zdecydowana większość.
Oczywistym
było więc, że i ja zaczęłam się śmiać i
wtedy dopiero przypomniałam sobie o Martino oraz Dino.
Podeszłam
lekko speszona do Włocha.
-
Przepraszam, zapomniałam, że tu jesteś.
Jeżeli chodzi o to co się działo przed chwilą, zapomnij o tym. Wiesz, jaki jest
Patryk… * - w oczach Włocha widziałam odrobinę zrozumienia, ale i
rozbawienia.
-
Powiedzmy, że wiem. To było nawet
zabawne. Tak w ogóle to jestem Matteo – powiedział i wyciągnął rękę w moim
kierunku.
-
Majka – odpowiedziałam tym samym i uśmiechnęłam się szeroko. Stałam! Nie
upadłam i nadal trzymałam się mocno na nogach, nawet serce zwolniło bieg.
Nie
zmieniło to faktu, że czułam się
nieswojo w towarzystwie przystojnego siatkarza. Przede wszystkim musiałam
patrzeć wysoko w górę, może przesadziłam, ale Włoch był ode mnie wyższy co
najmniej o dwie głowy.
Powiedzmy,
że Martino zawrócił mi w głowie i uwił sobie w niej gniazdko. Tak, chyba
właśnie tak było, no ale cóż ja mogę na to poradzić? Przecież to raczej nie
moja wina, że mam słabość do Włochów…
Jak
na mnie to bardzo szybko wróciłam do żywych.
Pożegnałam Włocha i zabrałam mojego psiaka do domu, posyłając Patrykowi
mordercze spojrzenie.
O
ile mogłam mu odpuścić wczorajszy wybryk, o tyle dzisiaj już mu się nie uda i
nie uratuje go nawet zmieniająca temat Karolina.
Wróciłam
do domu i szybko wskoczyłam w jeansy. Do tego obowiązkowo adidasy i koszula w
kratę. Do sportowej torby wrzuciłam krótkie spodenki i obcisły top. To był
strój, który zawsze nosiłam ze sobą na treningi.
Kiedy
spojrzałam na zegarek miałam około
dwudziestu minut na dotarcie na hale. Wierzcie mi lub nie, ale Matteo pochłonął
mnóstwo mojego czasu. Nie żartuję. Marnowałam średnio kilka minut przy każdej
wykonywanej czynności na rozmyślaniu o głębi jego oczu, a mówię wam, piękne są…
Mniejsza
o Martino. Szybkim krokiem doszłam na halę i byłam tam pięć minut przed czasem.
Z uśmiechem przyszłam na salkę, gdzie czekała na mnie Karo.
-
Witam przyszłą panią Martino - zażartowała ze mnie, a ja posłałam jej to samo
spojrzenie co rano Patrykowi. Wiedziałam, że to ona oznajmiła mojemu ukochanemu
wujaszkowi, iż Włoch przypadł mi do gustu.
-
No nie bądź taka… - dąsała się Karolina, gdy podczas przebierania się w „strój
służbowy”, nie odezwałam się do niej słowem.
Miałam
jej za złe, że powiedziała Patrykowi o Matteo. Wolałabym poinformować go sama
i to w momencie, kiedy byłabym bardziej stabilna emocjonalnie.
Dziś
postanowiłam przełamać pierwsze lody i poznać poprzedni układ dziewczyn. Może wydać
się to dziwne, ale obawiałam się tego bardziej niż czegokolwiek innego.
Wszystko
przez to, że gdy ja byłam na treningu w zeszłym roku, mama umierała. I gdy ja
wróciłam do domu, po telefonie zdruzgotanego ojca w czasie finałowego układu,
zdążyłam już jedynie dojechać do szpitala i powiedzieć jej, że ją kocham. Nie
wiem, czy usłyszała to czy nie. Mam nadzieję, że tak, lecz od tamtej pory
winiłam taniec, czyli to co kochałam, za to, że nie zdążyłam się należycie z
nią pożegnać.
Jak
się okazało musiałam urosnąć przez ten rok, bo mój strój był lekko przykrótki,
a może był to efekt prania. Niezrażona zaczęłam rozgrzewką i dalej rozpoczął
się mój horror. Poprzedni układ dziewczyn był nieco skomplikowany. Po rocznej
przerwie trudność sprawiały mi ruchy, z którymi normalnie nie miałabym
problemów.
Sprawiało
mi to przyjemność. Mój umysł częściowo się otworzył, przypominając sobie dawne
doznania, towarzyszące mi podczas tańca. I wtedy właśnie moje wspomnienia
powróciły.
Nie
powiem, żeby zbierało mi się na płacz, ale poczułam, że się duszę. Nie w sensie
dosłownym, chodziło mi raczej o przenośnie. Dusiłam się w tej klatce, którą
sama sobie stworzyłam.
Wybiegłam
z salki. Skierowałam się na halę treningową. Biegłam ile sil w nogach.
Jedyne
czego teraz chciałam to porozmawiać z Patrykiem. Potrzebowałam tego. On jeden
wiedział co przeszłam i był w stanie to zrozumieć. Musiałam z siebie wyrzucić
to, czego nie potrafiłam powiedzieć wcześniej.
Gdy
dobiegłam, moje oczy były już pełne łez. Pierwszą osobą, którą minęłam był nie
kto inny tylko Kubiak, za którym stał Matteo, jednak ogarnięta wręcz
histeryczną paniką, nie zwróciłam na nich uwagi, ani nawet nie zareagowałam,
gdy mnie wołali.
Patryka
znalazłam szybko. Nawet nie pytał o co chodzi. Wziął mnie wysoko na trybuny i
usiedliśmy. Popatrzył na mnie tym swoim współczującym wzrokiem.
-
Co się stało? – spytał patrząc mi w oczy i szukając w nich odpowiedzi.
-
Nie mogę tak dłużej - wydukałam.
-
Czego nie możesz?
-
Myślałam, że to minie, że zapomnę, ale nie potrafię. Za każdym razem boje się ,
że za chwilę zadzwoni telefon i ten horror zacznie się od początku. Ja nie
nadaję się to tej roboty. Nie potrafię zapomnieć…- mówiłam, a łzy toczyły się po moich
policzkach.
Patryk
przytulił mnie mocno, gładząc po głowie.
-
Pamiętasz, co mi powiedziałaś, jak zerwałem zaręczyny z Izą? – spytał.
Iza była
jego wielką miłością, jednak czasem to nie działa w obie strony. Byli
zaręczeni, a ona puściła się z pierwszym lepszym, zachodząc w ciążę.
–
Zacytowałaś wtedy siebie: „nagle słyszysz ciche w sercu duszy granie, ona śpiewa:
"bądź cierpliwy…
-
…bo nadzieja to czekanie"**- dokończyłam za niego.
-
Pamiętasz? Musisz zrobić to samo. Mieć nadzieję, czekać. Nie ma szans
zapomnieć, ale możesz przełamać strach. Mieć nadzieję na nowy strat. Muszę iść,
ale ty możesz zostać. Przemyśl to - powiedział i wrócił na boisko, gdzie trwał
już intensywny trening.
* tekstem pisanym kursywom oznaczam kwestie wypowiadane w innym języku niż polski.
** cały wiersz można znaleźć na moim drugim blogu ( adres w linkach )
***
Oto dłuższy rozdział tak jak obiecałam, choć jest krótszy niż zakładałam, że będzie...
Obecnie moje życie jest strasznie pokręcone. Nawał pracy w szkole, sfera uczuciowa mocno przemeblowana i panuje w niej absolutny chaos.
Nie umiem się skupić na pisaniu, dlatego nie wiem kiedy pojawi się kolejna część. Przepraszam Was. Wszelkie skargi i zażalenia do pewnego chłopaka. Nie moja wina ^^
Dziękuję za Waszą cierpliwość i zapewniam, że jak znajdę chwilę nadrobię wszelkie zaległości.
Pozdrawiam i do napisania!
A to cwaniak z Patryka. Tak ją załatwić. Właśnie tak przeczuwałam, że dzwoni nie tylko ze względu na samego psiaka ;) Ale przynajmniej pierwsze takie trochę poważniejsze spotkanie naszych bohaterów już za nami.
OdpowiedzUsuńBiedna Majka. Dla niej musi to być straszliwie trudne i w sumie to i tak całkiem dobrze się trzyma. Mam tylko nadzieję, ze mimo tego, iż to jej przypomina o przeszłości, nie porzuci tańca i tworzenia układów...
No i dobrze, że ma oparcie w postaci Patryka. I być może niedługo już nie tylko Patryka :D
Ojojoj, to ja chyba taką skargę złożę ;) Nie, oczywiście mam nadzieję, że jednak uda Ci się jakoś szybko coś napisać, bo ja będę niecierpliwie czekać.
Serdecznie pozdrawiam
PS
Świetny pomysł z wpleceniem tego wiersza.
Bardzo mi się podoba ten rozdział. Lubię, jak piszesz :)
OdpowiedzUsuńCo do chłopka - kto tego nie zna??? Zapraszam do mnie, dawno Cię nie było, a tymczasem pojawiły się nowe rozdziały: http://corka-fernando.blog.onet.pl/
Majka i Matteo... to mogłoby być całkiem ciekawe. I pewnie będzie - podejrzewam, że z pewnością rozwiniesz ten wątek ;)Tak na boku. Dobrze mieć kogoś takiego jak Patryk, chociaż bardziej tutaj widzę między nimi stosunek typu brat - siostra niż wujek - bratanica. Ale może to tylko złudne wrażenie.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej :)
Pozdrawiam,
Kath.
Zapraszam na nowy na http://wygracprzyjazn.blog.pl/
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było, jak można się domyśleć powodem była szkoła:(
OdpowiedzUsuńNadrobiłam zaległości i wprost nie mogę się doczekać kolejnej części. Matteo i Majka niewątpliwie zbliżają się do siebie i coś mi się zdaje, że ta dwójkę połączyło coś szczególnego...
Chętnie zajrzę na drugiego bloga, ten krótki fragmencik lekko mnie zaintrygował :]
Pozdrawiam gorąco!
Lizzz
Bardzo ciekawy fragment. Ciekawa jestem, co wydarzy się w drugiej części :)
OdpowiedzUsuńhttp://corka-fernando.blog.onet.pl/ - nowy rozdział, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadaniu. Po prostu idealny pomysł, a bohaterowie...Trochę czuję się związana z tą dziewczyną,ona przeżyła śmierć matki, a ja przeciwnie - taty. Rozumiem co ona przeczuwa. Natomiast ten siatkarz...też bym się w nim zakochała :)
OdpowiedzUsuńBędę zaglądała tutaj
Dziewczyno cudowny blog. Niesamowite sceny i akcja, która nie pozwala czytelnikom nudzić się. Jesteś świetna i pisz dalej. Mam nadzieję, że zaczniesz kontynuować pisanie. Czekamy na ciebie : )):*
OdpowiedzUsuń